Rozmowa z Andrzejem Szymańskim dyrektorem zarządzającym Dartom Sp. z o.o.
Wszyscy stawiają na trasy zagraniczne, a Dartom na krajówkę, czemu?
- W kraju jest zapotrzebowanie na wysokiej jakości usługi transportowe, co oznacza zagwarantowanie pewnych ilości mocy przerobowych, elastyczność, punktualność i profesjonalną obsługę. W transporcie międzynarodowym poziom obsługi był zawsze wyższy. W związku z tym, że Dartom, przez kilkanaście lat rozwijał głównie transport międzynarodowy, to zarząd firmy postanowił wypracowany standard przenieść na poziom krajowy, co spotkało się z bardzo dobrym odbiorem ze strony klienta.
Na jakie grupy klientów stawiacie?
- Nie mamy specjalizacji. Współpracujemy z tymi klientami, którzy poszukują dobrej jakości usług, niekoniecznie najtańszych.
A jak z płynnością finansową i płatnościami? Gdzie jest lepiej, na krajówce czy międzynarodówce?
- Średni termin płatności w przewozach krajowych jest krótszy niż w transporcie międzynarodowym, ale ściągalność należności jest gorsza. W transporcie międzynarodowym terminy płatności są nieco wydłużone, ale za to terminowe. Tutaj trzeba dobrze dobierać partnerów, zwłaszcza firmy spedycyjne, wśród których w Polsce działa wiele tzw. spedycji kanapowych, ale z tymi staramy się nie współpracować. Stawiamy na bezpośrednią współpracę z klientem i to najlepszy sposób na zarządzanie płynnością finansową.
Czy zdaniem Pana rynek usług spedycyjnych powinien być lepiej uregulowany, np. ustawowo?
- Działamy na wolnym rynku, jedne firmy znikają, a drugie się pojawiają na ich miejsce i to jest niebezpieczne, ale czy to się da uregulować, wątpię. Być może przydałaby się jakaś regulacja prawna, ale chyba trudno wymyślić dobrą ustawę. Na pewno dobrze się stało, że dostosowano polskie przepisy do wymogów UE, ograniczono dostęp do zawodu przewoźnika, zaostrzono prawo, co w żaden sposób nie wpływa na działalność rzetelnych firm, a jedynie utrudnia dostęp do rynku tym nieuczciwym. Myślę, że to w zupełności wystarczy.
Jakie jest zaufanie klientów do polskich firm transportowych?
- Jak dotąd nie spotkałem się z ograniczonym zaufaniem, zwłaszcza że, tak jak już wspominałem świadczymy usługi na bardzo wysokim poziomie. Postawiliśmy na rozwój taboru i systemów informatycznych. Właśnie wdrożyliśmy rozwiązanie, dzięki któremu możemy zaliczać się do czołówki europejskiej. Jest to zintegrowany system TMS + telemetria do planowania i kontroli pojazdów. Wszystkie operacje dotyczące obsługi zlecenia transportowego dokonujemy automatycznie. Zlecenie jest obsłużone przez system praktycznie bez udziału spedytora. Po wprowadzeniu go do systemu jest wysyłane do kierowcy łącznie z wyznaczeniem trasy i godzin załadunku oraz krytycznymi punktami kontroli, gdzie pojazd musi się znaleźć o danej porze, aby dostawa była zrealizowana na czas. Jeśli pojawia się jakiś problem, dyspozytor oraz klient otrzymują informację, dzięki czemu można szybko reagować i np. zmienić trasę, albo czas rozładunku.
Na ile, taki system obniża koszty transportu?
- Sądzimy, że nawet o kilka procent, gdyż system pozwala na analizę czasu i kosztów pracy, dzięki czemu możemy sprawdzić, w jakich obszarach jest źle wykorzystany ten czas. Badamy też ekonomiczność jazdy kierowców. Analizujemy te dane i jeśli jest potrzeba, wdrażamy szkolenia, aby kierowcy osiągali jak najlepsze rezultaty. To jest chyba, obecnie najnowocześniejszy system do zarządzania transportem. Oprócz tego inwestujemy w tabor, regularnie wymieniamy ciągniki, ale nie zwiększamy już ich liczby. W naszej flocie najstarsze pojazdy mają 3 lata i spełniają normę Euro5.
A co z pozostałymi kadrami, na ile ważny jest ich rozwój?
- Kadry w usługach są najważniejsze, bo klient wyrabia sobie opinię na temat firmy przez kontakt z jej pracownikami. Obecnie zatrudniamy ok. 230 osób. Tutaj mogę się pochwalić, że pracownicy są bardzo związani z firmą, o czym świadczy chociażby minimalna rotacja. Wielu pracowników wykształciliśmy własnymi siłami. Poza kompetencjami zawsze szukamy odpowiednich osobowości. Stale też zwiększamy zatrudnienie. W tym roku zaplanowaliśmy otwarcie trzech biur, w zachodniopomorskim, podlaskim i podkarpackim, w których zatrudnimy nowych ludzi.
A jak Pan ocenia rynek, jest mniej agresji w konkurowaniu o klienta, czy więcej?
- Raczej walka o klienta jest zaostrzona i kto tańszy ten wygrywa. Polak wyniszcza Polaka. Patrząc chociażby na naszych sąsiadów np. na rynku węgierskim, czy czeskim, takiej sytuacji już nie ma. Jeśli cena w ofercie jest zaniżona, to Czech, czy Węgier odrzuci taką ofertę. W Polsce musielibyśmy zmienić mentalność ludzi. Szkoda też, że opinia o polskim transporcie jest lepsza w krajach zachodnich, niż nasza własna o nas samych. Dopóki nie dotrze do ludzi, że warto zapłacić parę groszy więcej i mieć pewność jakości usługi, to nic się nie zmieni. Duża rolę w psuciu rynku odgrywają właśnie te kanapowe spedycje, które za wszelką cenę pozyskują klienta, a potem przewoźnika. Ale tutaj wina leży tylko po stronie przewoźników, bo godzą się na takie warunki.
Dziękuję za rozmowę
Beata Trochymiak
Artykuł dostępny na pracujwlogistyce.pl nr 14(52)